poniedziałek, 31 października 2016

3. Nowa szkoła.

W pokoju było już siwo od dymu papierosów, nie wiem która to była paczka.. Może druga, trzecia. Mozolnie podniosłem się z kanapy i podszedłem do okna.
Widok na całe Phoenix. Gdzieś w tym mieście była moja mała ślicznotka. Postanowiłem sprawić, iż ostatni miesiąc jej życia będzie jej najlepszym miesiącem. Niestety tydzień przed jej śmiercią dowie się, że jest śmiertelnie chora.. Albo sam ją zamorduje. Cały czas jednak nurtowało mnie jedno pytanie. Dlaczego nie mogłem jej zlokalizować? Możliwe, że ma stróża który blokuje mi do niej dostęp. Jeśli tak to mam podwojoną robotę. Najpierw zabić anioła a później Chloe. Na żywo wygląda znacznie lepiej, ma dłuższe włosy, intensywniejszy kolor tych niesamowitych oczu, idealna figura. Zdecydowanie ideał. Można by powiedzieć, że prawdziwa z niej anielica. Zaśmiałem się na myśl o tym.
Poczułem na palcach żar papierosa. Zaciągnąłem sie ostatni raz, zatrzymałem dym w płucach a resztkę fajki wyrzuciłem przez okno.Postanowiłem poszukać jakiś informacji na jej temat. Wróciłem na kanapę i ująłem w dłonie laptop. Może mało oryginalny pomysł ale wpisałem w wyszukiwarkę jej imię i nazwisko. Otworzyłem pierwszy link na liście.

DRAMAT RODZINY CALLAWAY
W godzinach popołudniowych dnia pierwszego stycznia zmarła Miranda Qwilerian-Callaway. Martwą Mirandę znaleziono około godziny dwunastej w swoim gabinecie w Nowym Jorku. Sekcja zwłok stwierdziła nagły zawał serca. Pogrzeb odbył się uroczystej atmosferze. Na pogrzebie pojawiła się cała  kancelaria oraz rodzina. Spoczywa na rodzinnym cmentarzu w Phoenix. Wiadomo, iż jej najstarsza córka Chloe Isabelle Callaway odziedziczy kancelarie w spadku w momencie gdy skończy 19 lat. 

Oj Chloe nawet nie dożyje 19 lat. Mimowolny uśmiech zagościł na mej twarzy, wyszedłem z artykułu i szukałem dalej. Zajęło mi to następnych kilka godzin. Okazuje się, że nasza mała blondyneczka trenuje bieganie oraz boks. Mała wojowniczka. Czynnie udziela się w szkolnym wolontariacie, pracuje w barze Eddie's Bar. Tak jak już mówiłem. Anioł. Spojrzałem na zegarek w laptopie. 4:57. Nie odczuwałem zmęczenia jednak postanowiłem się położyć. Odłożyłem laptopa na stół i wstałem z kanapy. Wziąłem szybki prysznic, przebrałem i wygodnie ułożyłem. Po zamknięciu oczu, miałem wrażenie iż ktoś  jest tu ze mną. Że nie jestem tu sam. Uniosłem kącik ust ku górze. Nie zamierzałem wstawać, a co gorsze otwierać oczu. Atmosfera w świecie Śmiertelników była zupełnie inna niż w piekle. Tutaj wszyscy potrafią się śmiać chociażby z najmniejszej pierdoły, częściej się uśmiechają, zachowują się inaczej wobec siebie. W piekle praktycznie nikt z nikim nie rozmawia, każdy się boi, wieczna irytująca cisza otacza wszystkich i wszystko. Szczerze mówiąc wolałbym mieszkać tutaj. Nie należę do tej większości demonów które chodzą zamyślone, są  pogrążone w ciemności. Ja jestem bardziej rozrywkowy, lubię się bawić. Posiadam poczucie humoru. Poza tym jestem jedynym demonem który od czuwa dotyk, ciepło, zimno, uczucia jednak są mi obce.. Zupełnie nie pasuje do piekła jednak muszę tam spędzić wieczność. Rozmyślałem tak co najmniej do rana. Wywnioskowałem to po wschodzącym słońcu którego promienie powoli wdzierały się do mojego mieszkania. Dzisiaj jest impreza z okazji święta Halloween. Ah! To jedyny dzień w roku kiedy te całe cholerstwo z piekła bez pozwolenia może wydostać się do świata śmiertelników. To właśnie w tym dniu piekielne istoty przyprawiają ludzi o dreszcze, te wszystkie cienie, podmuchy zimnego wiatru, spadające przedmioty w domach. Tak, to właśnie my. 
- Ehh.. No to pospałem. - Rzuciłem sam do siebie podnosząc się z kanapy. W przedpokoju, na całej długości i szerokości ściany widniało lustro, widząc w nim swoje odbicie doszedłem do wniosku iż najwyższa pora zrobić z sobą porządek. 


- Twoje wyniki w nauce są zadowalające, jednak widzę iż masz lekki problem z angielskim. Jeśli nie sprawi Ci to problemu mogę przydzielić, Ci korepetytora.- Mój nowy przełożony, dyrektor Marc Levis od ponad godziny przeglądał moje lewe dokumenty. To stary poczciwy, siwiejący już mężczyzna z ewidentną nadwagą. 
- Nie widzę problemu. - Nie spuszczałem wzroku z jego twarzy. 
- Skontaktuj się więc proszę z Megan Thompson ona Ci..
- Chloe Callaway.. - Uśmiechnąłem się szczerze w jego stronę a on tępym wzrokiem wbitym w kartkę wpisał jej imie i nazwisko. Żadną sztuką było wpłynąć na jego decyzje, umysły ludzi są jak gąbka. Chłoną wszystko co się powie a dostać się do niego już czysta poezja.
- Prosze, to jest twój plan lekcji i oczywiście w imieniu uczniów zapraszam na szkolną imprezę Halloweenową. Dziś o 20 w szkole.- Odparł podając mi plan. Bez słowa wyszedłem z gabinetu. Zamknąłem drzwi kiedy się odwróciłem poczułem, że ktoś we mnie uderzył. Ze spokojem wymalowanym na twarzy spojrzałem na dziewczynę pośpiesznie zbierająca rozrzucone książki. Przykucnąłem pomagając jej. 
- Przepraszam nie zauważyłam Cię. - Nawet nie spojrzała w moim kierunku. Podejrzewam, że nawet nie miałaby jak z powodu burzy rudych loków zasłaniających jej twarz. 
- Wszystko okej.. Prosze.- Podałem jej książki, odgarnęła włosy z twarzy. 
- Katherine. - Była znacznie niższa.. Zaraz. Katherine? Kath? Przyjaciółka Chloe.
- Nathan, miło mi. 
- Ten nowy? Chodź oprowadzę Cię po szkole. 
- Z chęcią.- Ruszyłem tuż za naszą rudą przyjaciółką. 

 Od samego rana uczestniczyłam zebraniu szkolnego wolontariatu. Za niedługo nasza szkoła obchodzi dziewięćdziesięciolecie, z tej okazji organizujemy przyjęcie na które zapraszamy jej absolwentów i osoby które wspierają naszą szkołę w wszelaki sposób. Tegoroczne przyjęcie ma odbyć się dokładnie za miesiąc. Byłam odpowiedzialna za zaproszenia i znalezienie odpowiedniego miejsca. Nieopodal stąd znajdowała się przepiękna sala balowa. Jedno miałam z głowy. Martwiłam się jednak w jaki sposób zdołam wydrukować aż 60 zaproszeń w niecały miesiąc. Może poproszę kogoś o pomoc. Zebranie skończyło sie o godzinie 14.10. Akurat kończyły sie lekcje więc czekałam na Kath przed swoim samochodem. Razem miałyśmy przygotowac się do imprezy. Postanowiłam przebrać się za anioła opętanego przez demona. Tak wiem, dosyc niecodzienny pomysł na przebranie. Będę oryginalna. Katherine wymyśliła seksi wilkołaka. Jej rude włosy idealnie będą do tego pasować. 
Stojąc oparta o samochód, przeglądałam zdjęcia na Instagramie. Podnosząc wzrok ujrzałam moja przyjaciółkę wychodzącą ze szkoły z Nathanem.. O matko. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, na pożegnanie cmokneli się w policzki. Nie ukrywałam zdziwienia. Wywnioskowałam po minie rudej iż jest nim zachwycona i zaraz będzie snuć o nim swoje marzenia. Bez żadnego słowa weszła do samochodu. Wzruszyłam ramionami i weszłam chwilę za nią. 

czwartek, 27 października 2016

2. Nieznajomy

Moje przedostanie się z jednego świata do drugiego zaburzyło naturalną równowagę. Zerwał się ostry, lodowaty wiatr a niebieskie niebo spowiły czarne, gęste chmury zwiastujące burzę lub deszcz.
Standardowo znalazłem się w ciemnym lesie na skraju miasta. Do przejścia miałem spory kawał drogi, jednak od czego ma się ,, super zdolności'' podarowane od mego ojca. Zamknąłem oczy. Moje myśli skupiły się na  blond dziewczynie. Musze się przenieść jak najbliżej niej, poznać ją, jej nawyki, przyjaciół.. Miałem przed oczami zdjęcie podsunięte przez ojca, jej twarz.
Coś było nie tak. Stałem cały czas w tym samym miejscu choć nie powinienem, już dawno nie powinno mnie tu być.
- Co do cholery..- Czyżby coś ją chroniło? Albo ktoś.. Stary Callaway ma znajomości, to pewne. Jeśli kombinował by ukryć córkę to ma spore kłopoty. Westchnąłem głośno i ruszyłem przed siebie. Powietrze na ziemi było czyste, rześkie, lekkie. Tak jak powietrze po deszczu. Z przyjemnością schodziłem na ziemię odetchnąć. Wydawało mi się, że jestem wyjątkowym odmieńcem. Inne demony przekraczając ziemski próg, skarżą się wszechogarniający ich ból. Nie znałem tego uczucia, czułem się tu bardzo pewnie, wręcz idealnie. Gdyby nie moje powołanie, mógłbym zostać tu na zawsze.
Możliwe, że po godzinie drogi znalazłem się w mieście. Lało.
Lodowaty deszcz bił wszystko i wszystkich na swojej drodze, nie oszczędzał nikogo. Również i mnie.
Rok temu kupiłem przyzwoity apartament niedaleko od centrum. Dwa pokoje, kuchnia i łazienka. Nic szczególnego jednak mi wystarczał w zupełności. Robiąc sobie przerwy od pracy, często sprowadzałem tu kobiety. Tak.. Były one moją słabością tak samo jak alkohol oraz papierosy. Zatrzymałem się i rozejrzałem dookoła. Pusto. Po zamknięciu oczu pomyślałem o mieszkaniu, po ich otwarciu stałem w kuchni.
- Idealnie.- Mówiąc to pozbywałem się przemoczonej garderoby. Otworzyłem lodówkę, jej jedyną zawartością była połówka wódki którą widząc od razu się uśmiechnąłem.



Szczerze mówiąc nie znosiłam Ray'a . Irytował mnie niesamowicie. Czasami miałam ochotę zrobić mu zdjęcie, wydrukować i powiesić na drzwiach lokalu z pod piskiem ,, TEGO PANA NIE WPUSZCZAMY ''. Widząc, że wstaje z miejsca i idzie w moją stronę, po ciele przeszły mi dreszcze.
- Ray, wracaj na miejsce albo się stąd wynoś!- Usłyszałam znajomy i bliski mi głos. Victor. Stał w progu baru z założonymi rękoma na piersiach.
- Już, już kierowniku.- Rzucił pieniądze na blat stoika i posłusznie wyszedł z grymasem niezadowolenia na twarzy. Victor odprowadził go wzrokiem i zamknął za nim drzwi.
- Dziękuje. Nie dał by mi spokoju. - Mimowolny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Znam Victora od dziecka, był moim przyjacielem.. Jednak on czuł znacznie wiecej niż przyjaźń. Tłumaczyłam mu już, że nic z tego nie będzie, nie umiem pokochać przyjaciela.
- Nie ma za co, jak mija dzień?
- Nie ma prądu, prawie zaspałam do pracy. Prawi idealnie. Na szczęście zaraz przychodzi Beth a ja lecę do szkoły.- Oparłam dłonie na blacie baru i spojrzałam na chłopaka. Miał sińce pod oczami, rozczochrane włosy. Pewnie znów nie spał całą noc. - A jak u Ciebie?
- A no bywało lepiej. Znowu musiałem zawieźć Deynn na pogotowie. - Po śmierci obojga rodziców Vic stał się prawnym opiekunem swojej siostry. Cierpiała na rozdwojenie jaźni. Czasami stawała się Clair a czasami była po prostu sobą. Deynn. Clair była jej mroczną stroną która za każdym razem usiłowała zrobić sobie krzywdę. Nie chciałam pytać go o szczegóły wydarzenia, wiedziałam, że nie jest to dla niego łatwe.
- No cóż. Clair jest częścią jej życia. Nic na to nie poradzę.- Usiadł przy barze, stukając palcami o blat spojrzał na zegarek za mną.
- Co robisz dziś wieczorem?
- Dekoruję razem z Katherine salę gimnastyczną na imprezę z okazji Halloween.-   Byłam w komitecie organizacyjnym. Nie miałam wyboru. Poza tym zajęcia dodatkowe zawyżają ocenę z zachowania.
- No rozumiem. A masz może cza..
- No Chloe jesteś wolna! - Tuż za mną pojawiła się Beth.
- Co mówiłeś? - Spojrzałam na niego ściągając paskudny czerwony fartuch.
- Już nic. To miłego dnia. - Odszedł do baru machając mi ręką.  ,,Wzajemnie '' pomyślałam, nie spuszczałam z niego wzroku.Wymieniłam się z dziewczyną kluczami, na pożegnanie posłałam jej szczery uśmiech po czym wyszłam z pracy.
Na dworze panowało istne piekło, wiał silny wiatr, deszcz lał nieubłaganie. Taka pogoda kojarzyła mi się ze śmiercią mamy, zmarła na nagły zawał serca.
Pobiegłam za bar do samochodu, jak na złość klucze w mojej torebce musiały ukrywać się przede mną. Zanim je znalazłam, krople deszczu zdążyły zmoczyć moje ramiona i włosy. Czując chłód metalu, szybko je wyciągnęłam i otworzyłam samochód. Siedząc już w środku, rozpuściłam włosy i oparłam głowę o siedzenie.
- Co za pogoda..- Burknęłam do siebie. Rozczesałam włosy, włączyłam radio i pojechałam prosto do szkoły.

- No nie wiem czy to dobry pomysł...
- No ale popatrz na to inaczej, efekt ze sztuczną krwią będzie bardziej realistyczny. A zależy nam na tym, prawda?
- No niby tak.. - Dochodziła godzina 14, wraz z Kath spędziłyśmy już ponad półtorej godziny debatując nad tym czy powinnyśmy napełnić sztuczne jelita sztuczną krwią, które miały zawisnąć nad drzwiami. Dopiero zaczynałyśmy a sala już wyglądała jak ubojnia. Sztuczne pajęczyny efektownie zwisały z sufitów i pokrywały niektóre ściany. Postanowiłyśmy darować sobie tandetne mumie wyskakujące z trumien co chwila. Postawiłyśmy na oryginalność. Ustawiłyśmy dyskotekowe lampy. Prawie skończone.
- Chloe leć do dyrektora Levis'a i poproś go jeszcze jedną drabinę, nieco wyższą.- Katherine usiłowała zawiesić sznur migoczących lampek na trybunach. Była drobną dziewczyną, o nienagannej cerze i urodzie. Długie, falowane rude włosy, zielone oczy.. Była w szkolnej drużynie cheerleaderek z czym wiąże się idealna figura oraz popularność.
- Jasne, już idę. - Spokojnym krokiem wyszłam z sali, inni uczniowie zajmowali się dekoracją korytarzy. Co roku masa pijanych uczniów spędzi w szkole noc, jak co roku ktoś zostanie przyłapany na seksie w szkolnym kiblu. Zaśmiałam się cicho i skierowałam w kierunku gabinetu dyrektora. Dyrektor zawsze lubił młodzież, zawsze nam pomagał, nigdy nie miał problemów z naszymi imprezami. Delikatnie zapukałam w szklane drzwi. Wchodząc do środka ujrzałam dyrektora oraz jakiegoś chłopaka, stał tyłem. Był niesamowicie wysoki.
- Czego Ci trzeba?- Levis ściągną okulary i położył je na biurku uśmiechając się w moją stronę.
- Mogłybyśmy z Kath prosić o drabinę? Ta jest za mała.- Tu nigdy nie było tak zimno, czułam jak po karku przechodzą mi dreszcze. Poza tym... Co to za zapach? Imbir? Cytryna? Albo jedno i drugie. Niesamowity.
- Oczywiście, jest w kantorku w piwnicy. Wiesz gdzie to jest prawda?
- Jak najbardziej. - Sięgną do kieszeni i podał mi klucz od piwnicy.
- Korzystając z okazji poznaj proszę Nathana, jest tu nowy i został przydzielony do waszej klasy. - Chłopak na dźwięk swojego imienia odwrócił się w moją stronę. Oczy w kolorze nieba przeszyły mnie na wylot. Czarne włosy, idealnie przycięte, tatuaż na szyi, kolczyk w nosie i wardze i co najmniej metr dziewięćdziesiąt.
- Chloe.. - Niepewnie wyciągnęłam dłoń w stronę chłopaka, coś mi się w nim nie podobało. Nigdy nie oceniałam ludzi po wyglądzie. Zawsze po zachowaniu i stosunku do drugiego człowieka.
- Nathan..- Nie spuszczał ze mnie wzroku. Ja również miałam problem, żeby przestać podziwiać kolor jego tęczówek.


niedziela, 24 lipca 2016

1. Co za dzień..

  Tu nigdy nie świeci słońce. Nigdy nie czułem tu na skórze powiewu ciepłego wiatru. Nie istnieje coś takiego jak życzliwość, troska, opieka. O miłości można tylko pomarzyć. Mrok ogarnia wszystko i wszystkich. Kobiety wyglądają przerażająco, mężczyźni są piękni. Burze, deszcz, ostry lodowaty deszcz to tu codzienność. Rzadko można trafić na spokojny jednak po chmurny dzień. Śmiertelnicy, chrześcijanie, wyobrażają sobie to miejsce zupełnie inaczej. Dziwne czerwone stwory z rogami, wyrastającymi zazwyczaj z głowy, stojące przy kotle z piekielnym ogniem, mieszające w nim dusze grzeszników ciesząc się przy tym niezmiernie. Do tego powinny mieć czarne osmolone widły. Smród siarki unoszący się dookoła.. Tak właśnie wyobrażają sobie piekło. 
  Stojąc tak jakby przed moim domem, zastanawiałem się do czego tym razem jestem niezbędny ojcu. Mój ojciec był diabłem, władcą piekła. On był tu najważniejszy a zaraz po nim ja. Wszyscy ,, mieszkańcy'' piekła byli nam podporządkowani, nie mogli się sprzeciwiać.. Biorąc głęboki wdech wyjątkowo czystego dziś powietrza, przekroczyłem próg. Olbrzymia budowla przypominająca stary opuszczony zamek, była miejscem w którym się wychowałem. Na zewnątrz można by powiedzieć że zniszczona przez upływ czasu i czynniki naturalne. Obrośnięta wyschniętą winoroślą przyprawiała o dreszcze. W środku zaś jak w nowo wybudowanym pałacu. Śnieżno biały granit zdobił podłogę i schody po obu stronach. Z sufitu wisiały kryształowe żyrandole które zapalane były na specjalne okazje, w ogromnych oknach wisiały czarne, długie do samej ziemi zasłony. Na ścianach widniały rodzinne fotografie oraz portret mojego ojca. 
- Chciałeś mnie widzieć.. - Wchodząc do gabinetu ojca ujrzałem go ze szklanką czystej.
- Tak synu.. Za dokładnie miesiąc minie 7 lat odkąd Chris Callaway poświęcił swoją żonę.. Wiesz co to oznacza mój drogi? - Mówiąc to na jego twarzy malował się szyderczy uśmiech. Podsuną mi szklankę wódki którą bez wahania ująłem w dłoń. Tak.. Doskonale wiedziałem. Callaway zawarł z moim ojcem pakt. Co siedem lat musi poświęcić duszę bliskiej mu osoby. Po co? By zostać nieśmiertelny. Pierwsza była jego żona, zgodziłem się być.. Jeśli można to tak nazwać, posłańcem który wykona zadanie. Musiałem zabić. 
- Tak, wiem.- Mój głos przerwał panującą ciszę. -Kto tym razem?
- Jego córka.- Usiadł w ogromnym skórzanym fotelu po czym wyciągną kawałek papieru i położył na mahoniowym biurku, szybkim ruchem opróżniłem szklankę z alkoholem i sięgnąłem jak się okazało po fotografię. Widniała na niej piękna blond włosa dziewczyna, nie mogłem określić koloru jej oczu. Widziałem w nich każdy możliwy kolor tęczówki. Aż żal pozbawiać jej tego blasku w oku, tych różowych policzków. Kobiety w piekle stają się piękne po trzech butelkach czystej wódki.. Na ziemi to co innego. 
- Jak ma na imię? 
- Chloe..- Rzucił obojętnie.- Najlepiej  by było jak byś zszedł na ziemie już dziś. Nie wiem jak działasz, jaki masz plan ale wiem, że jest skuteczny.
- No dobrze.- Korzystając z okazji iż ten wstał i zwrócił się przodem do okna, zabrałem butelkę z alkoholem i wyszedłem z gabinetu. Plusem bycia synem diabła jest to, że jest się tzw. demonem i chcąc nie chcąc jestem jednym najpotężniejszym demonem. Ojciec stworzył jeszcze kilku by stworzyć mi konkurencje. 
  Obmyślając plan działania, poszedłem po schodach do swojego pokoju. Był to jedyny jasny pokój w całym zamku, lubiłem biel. Do małego plecaka zabrałem najpotrzebniejsze mi rzeczy po czym wyszedłem. By przejść z piekła na ziemie musiałem dotrzeć do Bramy Światów. Jest to kamienne przejście niczym nie różniące się od zwykłem kamiennej bramy dzielącej dwa światy, jednak zwykły śmiertelnik po przekroczeniu jej dalej jej w swoim świecie ale kiedy przejdzie przez nią z osobą nieśmiertelną przekracza dopiero granice. Wychodząc z domu z butelką alkoholu w jednej ręce a plecakiem w drugiej, zamknąłem oczy. Kiedy je utworzyłem byłem tuż przed Bramą. Spojrzałem na alkohol, przyłożyłem usta do butelki a jej zawartość zaczęła palić moją krtań. Odrzuciłem już pustą butelkę i przekroczyłem granicę światów [...]




- Chloe, wstawaj!! Zaraz spóźnisz się do pracy!- Cisza... - Chloe do cholery! Nie będę świecić za Ciebie oczami!!- Ledwo co rozumiałam co do mnie mówiono. Przez pierwsze chwile tuż po obudzeniu nie ma ze mną żadnego kontaktu. Owinięta białą, puchową kołdrą spojrzałam na zegarek stojący na szafce tuż koło łóżka. Siódma pięćdziesiąt dwie... Na ósmą zaczynam prace więc mam nie całe osiem minut...
- O kurde..- Mruknęłam wciskając twarz w poduszkę. Westchnęłam i podniosłam się z  mojego ulubionego miejsca na ziemi. Chwiejnym i ciężkim krokiem, skierowałam się do łazienki. Umyłam twarz, nałożyłam delikatny makijaż i upięłam swoje blond włosy w kucyk. O śniadaniu mogłam tylko pomarzyć. Szybko ubrałam białą bluzkę i granatowe jeansy. Zabrałam telefon z szafki i zbiegłam po schodach do wyjścia. Byłam na pewno już spóźniona. Chwyciłam kluczyki od samochodu i otworzyłam drzwi wpuszczając do domu świeże powietrze. 
- Wychodzę!- Rzuciłam szybko i pobiegłam do samochodu. Był to czarny Land Rover Evoque. Wsiadając zorientowałam  się, że pogoda diametralnie się zmieniła. Błękitne niebo pokryły czarno szare chmury które na pewno zwiastowały deszcz, zaczął wiać zimny, ostry wiatr. A ja nie wzięłam żadnej bluzy ani kurtki. Ehh trudno. Włożyłam kluczyki do stacyjki, włączyłam silnik i odjechałam spod domu do pracy.  Nie  była to praca o której marzyłam ale zawsze coś. Kelnerki w małych barach zawsze dostawały jakieś dodatkowe pieniądze za ładną buzię czy miłą obsługę. Tak jak myślałam, z nieba spadła ściana deszczu. Zapowiada się świetny weekend. Może zadzwonię do Katherine i zrobimy babski wieczór.. 
  Droga spod domu do baru zajęła mi chwilę. Parkując za barem, zabrałam telefon i parasolkę która leżała na tylnym siedzeniu. Deszcz głośno obijał się o samochód jak i asfalt. Szybko przeszłam z parkingu do budynku. Na wejściu poinformowano mnie, że dziewczyna która również była kelnerką zachorowała i muszę sobie dać sobie radę sama. Świetnie. Zawiązałam w pasie obrzydliwy czerwony fartuszek i poszłam obsługiwać klientów. Na całe szczęście było ich nie wielu. 
- Cześć złotko.- Zawołał stały bywalec baru Ray, był typowym starym podrywaczem. Często proponował kelnerkom, że dużo im zapłaci jeśli pójdą z nim do łóżka. 
- Co podać?- Spytałam nawet na niego nie patrząc.
- Poproszę kawę i Ciebie na deser.- W obrzydliwy sposób oblizał usta i puścił mi oczko.
- Kawa z mlekiem czy śmietanką? - Postanowiłam ignorować jego ,,zaloty''
- Z mlekiem.- Odpowiedział wyraźnie zły, że nie zwróciłam na niego uwagi. Odwróciłam się i poszłam za bar. Nastawiłam kawę w ekspresie i oparłam się biodrami o niski blat. Na dworze panowało istne piekło. Brakowało tylko burzy której wręcz nienawidzę. Pod barem leżał mój zeszyt do matematyki z którego w wolnej chwili się uczyłam. Jako, że Ray był jedyny to postanowiłam wykorzystać tą chwilę. Zaniosłam mu tylko kawę i zabrałam się do powtarzania materiału. Nagle w całym lokalu zgasło światło co wiązało się z utratą prądu. Rewelacja. Szefa nie ma a zorientowałam się, że mój telefon leży rozładowany a jak na złość nie zabrałam ładowarki.. 
- Widzisz skarbie... Chyba nadeszła pora na deser. - Zawołał Ray wstając z miejsca i kierując się prosto w moją stronę.


piątek, 22 lipca 2016

Bohaterowie + któtkie wprowadzenie

  Na wstępie chciałabym się przedstawić i krótko opisać tematykę opowiadania które tu znajdziecie. Nazywam się Milena, mieszkam na dolnym śląsku. Mam szesnaście lat, interesuje się sportem, wojskiem, kocham czytać książki typu 'fantasy'. Uwielbiam oglądać również seriale tej tematyki. Jestem osobą skromną, nigdy nie popadłam w tzw. samozachwyt. 
  Opowiadanie poświęcone będzie dwóm osobom, a są to Andy Black i Holland Roden. Andy wcieli się w postać syna diabła który wykonuje ''czarną robotę'' ojca a Holland w młodą licealistkę z ogromnymi marzeniami i planami na przyszłość. Od razu mówię, że wszystko wymyśliłam, odbiegam od tematyki religijnej. Opiszę własne wyobrażenia diabła, szatana i demonów.  Więcej już nie zdradzę. Spokojnie jestem normalną dziewczyną która wymyśliła to wszystko w drodze ze sklepu do domu. Zamierzam założyć konto na portalu Poszkole.pl by poznać nowe osoby i promować tam bloga. A więc bez przeciągania przejdźmy do bohaterów. 

_______________________________

Jeremy/ Nathan/ x sugerowany wiek- 20 lat. real. nie wiadomo x zameldow. nie wiad. 
**
Chloe Callaway x wiek- 18 x zameldowanie- Stany Zjednoczone- Arizona
**
 Sarah Callaway x wiek- 17 x zameldowanie- Stany Zjednoczone- Arizona 



**
Victor Neile x wiek- 19 x zameldowanie- Stany Zjednoczone- Arizona

**
Christopher Callaway x wiek- 45 x zameldowanie- Stany Zjednoczone- Arizona
**
Katherine Clow x wiek- 18 x zameldowanie- Stany Zjednoczone- Arizona 

Inne postacie będą pojawiać się z czasem.