poniedziałek, 31 października 2016

3. Nowa szkoła.

W pokoju było już siwo od dymu papierosów, nie wiem która to była paczka.. Może druga, trzecia. Mozolnie podniosłem się z kanapy i podszedłem do okna.
Widok na całe Phoenix. Gdzieś w tym mieście była moja mała ślicznotka. Postanowiłem sprawić, iż ostatni miesiąc jej życia będzie jej najlepszym miesiącem. Niestety tydzień przed jej śmiercią dowie się, że jest śmiertelnie chora.. Albo sam ją zamorduje. Cały czas jednak nurtowało mnie jedno pytanie. Dlaczego nie mogłem jej zlokalizować? Możliwe, że ma stróża który blokuje mi do niej dostęp. Jeśli tak to mam podwojoną robotę. Najpierw zabić anioła a później Chloe. Na żywo wygląda znacznie lepiej, ma dłuższe włosy, intensywniejszy kolor tych niesamowitych oczu, idealna figura. Zdecydowanie ideał. Można by powiedzieć, że prawdziwa z niej anielica. Zaśmiałem się na myśl o tym.
Poczułem na palcach żar papierosa. Zaciągnąłem sie ostatni raz, zatrzymałem dym w płucach a resztkę fajki wyrzuciłem przez okno.Postanowiłem poszukać jakiś informacji na jej temat. Wróciłem na kanapę i ująłem w dłonie laptop. Może mało oryginalny pomysł ale wpisałem w wyszukiwarkę jej imię i nazwisko. Otworzyłem pierwszy link na liście.

DRAMAT RODZINY CALLAWAY
W godzinach popołudniowych dnia pierwszego stycznia zmarła Miranda Qwilerian-Callaway. Martwą Mirandę znaleziono około godziny dwunastej w swoim gabinecie w Nowym Jorku. Sekcja zwłok stwierdziła nagły zawał serca. Pogrzeb odbył się uroczystej atmosferze. Na pogrzebie pojawiła się cała  kancelaria oraz rodzina. Spoczywa na rodzinnym cmentarzu w Phoenix. Wiadomo, iż jej najstarsza córka Chloe Isabelle Callaway odziedziczy kancelarie w spadku w momencie gdy skończy 19 lat. 

Oj Chloe nawet nie dożyje 19 lat. Mimowolny uśmiech zagościł na mej twarzy, wyszedłem z artykułu i szukałem dalej. Zajęło mi to następnych kilka godzin. Okazuje się, że nasza mała blondyneczka trenuje bieganie oraz boks. Mała wojowniczka. Czynnie udziela się w szkolnym wolontariacie, pracuje w barze Eddie's Bar. Tak jak już mówiłem. Anioł. Spojrzałem na zegarek w laptopie. 4:57. Nie odczuwałem zmęczenia jednak postanowiłem się położyć. Odłożyłem laptopa na stół i wstałem z kanapy. Wziąłem szybki prysznic, przebrałem i wygodnie ułożyłem. Po zamknięciu oczu, miałem wrażenie iż ktoś  jest tu ze mną. Że nie jestem tu sam. Uniosłem kącik ust ku górze. Nie zamierzałem wstawać, a co gorsze otwierać oczu. Atmosfera w świecie Śmiertelników była zupełnie inna niż w piekle. Tutaj wszyscy potrafią się śmiać chociażby z najmniejszej pierdoły, częściej się uśmiechają, zachowują się inaczej wobec siebie. W piekle praktycznie nikt z nikim nie rozmawia, każdy się boi, wieczna irytująca cisza otacza wszystkich i wszystko. Szczerze mówiąc wolałbym mieszkać tutaj. Nie należę do tej większości demonów które chodzą zamyślone, są  pogrążone w ciemności. Ja jestem bardziej rozrywkowy, lubię się bawić. Posiadam poczucie humoru. Poza tym jestem jedynym demonem który od czuwa dotyk, ciepło, zimno, uczucia jednak są mi obce.. Zupełnie nie pasuje do piekła jednak muszę tam spędzić wieczność. Rozmyślałem tak co najmniej do rana. Wywnioskowałem to po wschodzącym słońcu którego promienie powoli wdzierały się do mojego mieszkania. Dzisiaj jest impreza z okazji święta Halloween. Ah! To jedyny dzień w roku kiedy te całe cholerstwo z piekła bez pozwolenia może wydostać się do świata śmiertelników. To właśnie w tym dniu piekielne istoty przyprawiają ludzi o dreszcze, te wszystkie cienie, podmuchy zimnego wiatru, spadające przedmioty w domach. Tak, to właśnie my. 
- Ehh.. No to pospałem. - Rzuciłem sam do siebie podnosząc się z kanapy. W przedpokoju, na całej długości i szerokości ściany widniało lustro, widząc w nim swoje odbicie doszedłem do wniosku iż najwyższa pora zrobić z sobą porządek. 


- Twoje wyniki w nauce są zadowalające, jednak widzę iż masz lekki problem z angielskim. Jeśli nie sprawi Ci to problemu mogę przydzielić, Ci korepetytora.- Mój nowy przełożony, dyrektor Marc Levis od ponad godziny przeglądał moje lewe dokumenty. To stary poczciwy, siwiejący już mężczyzna z ewidentną nadwagą. 
- Nie widzę problemu. - Nie spuszczałem wzroku z jego twarzy. 
- Skontaktuj się więc proszę z Megan Thompson ona Ci..
- Chloe Callaway.. - Uśmiechnąłem się szczerze w jego stronę a on tępym wzrokiem wbitym w kartkę wpisał jej imie i nazwisko. Żadną sztuką było wpłynąć na jego decyzje, umysły ludzi są jak gąbka. Chłoną wszystko co się powie a dostać się do niego już czysta poezja.
- Prosze, to jest twój plan lekcji i oczywiście w imieniu uczniów zapraszam na szkolną imprezę Halloweenową. Dziś o 20 w szkole.- Odparł podając mi plan. Bez słowa wyszedłem z gabinetu. Zamknąłem drzwi kiedy się odwróciłem poczułem, że ktoś we mnie uderzył. Ze spokojem wymalowanym na twarzy spojrzałem na dziewczynę pośpiesznie zbierająca rozrzucone książki. Przykucnąłem pomagając jej. 
- Przepraszam nie zauważyłam Cię. - Nawet nie spojrzała w moim kierunku. Podejrzewam, że nawet nie miałaby jak z powodu burzy rudych loków zasłaniających jej twarz. 
- Wszystko okej.. Prosze.- Podałem jej książki, odgarnęła włosy z twarzy. 
- Katherine. - Była znacznie niższa.. Zaraz. Katherine? Kath? Przyjaciółka Chloe.
- Nathan, miło mi. 
- Ten nowy? Chodź oprowadzę Cię po szkole. 
- Z chęcią.- Ruszyłem tuż za naszą rudą przyjaciółką. 

 Od samego rana uczestniczyłam zebraniu szkolnego wolontariatu. Za niedługo nasza szkoła obchodzi dziewięćdziesięciolecie, z tej okazji organizujemy przyjęcie na które zapraszamy jej absolwentów i osoby które wspierają naszą szkołę w wszelaki sposób. Tegoroczne przyjęcie ma odbyć się dokładnie za miesiąc. Byłam odpowiedzialna za zaproszenia i znalezienie odpowiedniego miejsca. Nieopodal stąd znajdowała się przepiękna sala balowa. Jedno miałam z głowy. Martwiłam się jednak w jaki sposób zdołam wydrukować aż 60 zaproszeń w niecały miesiąc. Może poproszę kogoś o pomoc. Zebranie skończyło sie o godzinie 14.10. Akurat kończyły sie lekcje więc czekałam na Kath przed swoim samochodem. Razem miałyśmy przygotowac się do imprezy. Postanowiłam przebrać się za anioła opętanego przez demona. Tak wiem, dosyc niecodzienny pomysł na przebranie. Będę oryginalna. Katherine wymyśliła seksi wilkołaka. Jej rude włosy idealnie będą do tego pasować. 
Stojąc oparta o samochód, przeglądałam zdjęcia na Instagramie. Podnosząc wzrok ujrzałam moja przyjaciółkę wychodzącą ze szkoły z Nathanem.. O matko. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, na pożegnanie cmokneli się w policzki. Nie ukrywałam zdziwienia. Wywnioskowałam po minie rudej iż jest nim zachwycona i zaraz będzie snuć o nim swoje marzenia. Bez żadnego słowa weszła do samochodu. Wzruszyłam ramionami i weszłam chwilę za nią. 

czwartek, 27 października 2016

2. Nieznajomy

Moje przedostanie się z jednego świata do drugiego zaburzyło naturalną równowagę. Zerwał się ostry, lodowaty wiatr a niebieskie niebo spowiły czarne, gęste chmury zwiastujące burzę lub deszcz.
Standardowo znalazłem się w ciemnym lesie na skraju miasta. Do przejścia miałem spory kawał drogi, jednak od czego ma się ,, super zdolności'' podarowane od mego ojca. Zamknąłem oczy. Moje myśli skupiły się na  blond dziewczynie. Musze się przenieść jak najbliżej niej, poznać ją, jej nawyki, przyjaciół.. Miałem przed oczami zdjęcie podsunięte przez ojca, jej twarz.
Coś było nie tak. Stałem cały czas w tym samym miejscu choć nie powinienem, już dawno nie powinno mnie tu być.
- Co do cholery..- Czyżby coś ją chroniło? Albo ktoś.. Stary Callaway ma znajomości, to pewne. Jeśli kombinował by ukryć córkę to ma spore kłopoty. Westchnąłem głośno i ruszyłem przed siebie. Powietrze na ziemi było czyste, rześkie, lekkie. Tak jak powietrze po deszczu. Z przyjemnością schodziłem na ziemię odetchnąć. Wydawało mi się, że jestem wyjątkowym odmieńcem. Inne demony przekraczając ziemski próg, skarżą się wszechogarniający ich ból. Nie znałem tego uczucia, czułem się tu bardzo pewnie, wręcz idealnie. Gdyby nie moje powołanie, mógłbym zostać tu na zawsze.
Możliwe, że po godzinie drogi znalazłem się w mieście. Lało.
Lodowaty deszcz bił wszystko i wszystkich na swojej drodze, nie oszczędzał nikogo. Również i mnie.
Rok temu kupiłem przyzwoity apartament niedaleko od centrum. Dwa pokoje, kuchnia i łazienka. Nic szczególnego jednak mi wystarczał w zupełności. Robiąc sobie przerwy od pracy, często sprowadzałem tu kobiety. Tak.. Były one moją słabością tak samo jak alkohol oraz papierosy. Zatrzymałem się i rozejrzałem dookoła. Pusto. Po zamknięciu oczu pomyślałem o mieszkaniu, po ich otwarciu stałem w kuchni.
- Idealnie.- Mówiąc to pozbywałem się przemoczonej garderoby. Otworzyłem lodówkę, jej jedyną zawartością była połówka wódki którą widząc od razu się uśmiechnąłem.



Szczerze mówiąc nie znosiłam Ray'a . Irytował mnie niesamowicie. Czasami miałam ochotę zrobić mu zdjęcie, wydrukować i powiesić na drzwiach lokalu z pod piskiem ,, TEGO PANA NIE WPUSZCZAMY ''. Widząc, że wstaje z miejsca i idzie w moją stronę, po ciele przeszły mi dreszcze.
- Ray, wracaj na miejsce albo się stąd wynoś!- Usłyszałam znajomy i bliski mi głos. Victor. Stał w progu baru z założonymi rękoma na piersiach.
- Już, już kierowniku.- Rzucił pieniądze na blat stoika i posłusznie wyszedł z grymasem niezadowolenia na twarzy. Victor odprowadził go wzrokiem i zamknął za nim drzwi.
- Dziękuje. Nie dał by mi spokoju. - Mimowolny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Znam Victora od dziecka, był moim przyjacielem.. Jednak on czuł znacznie wiecej niż przyjaźń. Tłumaczyłam mu już, że nic z tego nie będzie, nie umiem pokochać przyjaciela.
- Nie ma za co, jak mija dzień?
- Nie ma prądu, prawie zaspałam do pracy. Prawi idealnie. Na szczęście zaraz przychodzi Beth a ja lecę do szkoły.- Oparłam dłonie na blacie baru i spojrzałam na chłopaka. Miał sińce pod oczami, rozczochrane włosy. Pewnie znów nie spał całą noc. - A jak u Ciebie?
- A no bywało lepiej. Znowu musiałem zawieźć Deynn na pogotowie. - Po śmierci obojga rodziców Vic stał się prawnym opiekunem swojej siostry. Cierpiała na rozdwojenie jaźni. Czasami stawała się Clair a czasami była po prostu sobą. Deynn. Clair była jej mroczną stroną która za każdym razem usiłowała zrobić sobie krzywdę. Nie chciałam pytać go o szczegóły wydarzenia, wiedziałam, że nie jest to dla niego łatwe.
- No cóż. Clair jest częścią jej życia. Nic na to nie poradzę.- Usiadł przy barze, stukając palcami o blat spojrzał na zegarek za mną.
- Co robisz dziś wieczorem?
- Dekoruję razem z Katherine salę gimnastyczną na imprezę z okazji Halloween.-   Byłam w komitecie organizacyjnym. Nie miałam wyboru. Poza tym zajęcia dodatkowe zawyżają ocenę z zachowania.
- No rozumiem. A masz może cza..
- No Chloe jesteś wolna! - Tuż za mną pojawiła się Beth.
- Co mówiłeś? - Spojrzałam na niego ściągając paskudny czerwony fartuch.
- Już nic. To miłego dnia. - Odszedł do baru machając mi ręką.  ,,Wzajemnie '' pomyślałam, nie spuszczałam z niego wzroku.Wymieniłam się z dziewczyną kluczami, na pożegnanie posłałam jej szczery uśmiech po czym wyszłam z pracy.
Na dworze panowało istne piekło, wiał silny wiatr, deszcz lał nieubłaganie. Taka pogoda kojarzyła mi się ze śmiercią mamy, zmarła na nagły zawał serca.
Pobiegłam za bar do samochodu, jak na złość klucze w mojej torebce musiały ukrywać się przede mną. Zanim je znalazłam, krople deszczu zdążyły zmoczyć moje ramiona i włosy. Czując chłód metalu, szybko je wyciągnęłam i otworzyłam samochód. Siedząc już w środku, rozpuściłam włosy i oparłam głowę o siedzenie.
- Co za pogoda..- Burknęłam do siebie. Rozczesałam włosy, włączyłam radio i pojechałam prosto do szkoły.

- No nie wiem czy to dobry pomysł...
- No ale popatrz na to inaczej, efekt ze sztuczną krwią będzie bardziej realistyczny. A zależy nam na tym, prawda?
- No niby tak.. - Dochodziła godzina 14, wraz z Kath spędziłyśmy już ponad półtorej godziny debatując nad tym czy powinnyśmy napełnić sztuczne jelita sztuczną krwią, które miały zawisnąć nad drzwiami. Dopiero zaczynałyśmy a sala już wyglądała jak ubojnia. Sztuczne pajęczyny efektownie zwisały z sufitów i pokrywały niektóre ściany. Postanowiłyśmy darować sobie tandetne mumie wyskakujące z trumien co chwila. Postawiłyśmy na oryginalność. Ustawiłyśmy dyskotekowe lampy. Prawie skończone.
- Chloe leć do dyrektora Levis'a i poproś go jeszcze jedną drabinę, nieco wyższą.- Katherine usiłowała zawiesić sznur migoczących lampek na trybunach. Była drobną dziewczyną, o nienagannej cerze i urodzie. Długie, falowane rude włosy, zielone oczy.. Była w szkolnej drużynie cheerleaderek z czym wiąże się idealna figura oraz popularność.
- Jasne, już idę. - Spokojnym krokiem wyszłam z sali, inni uczniowie zajmowali się dekoracją korytarzy. Co roku masa pijanych uczniów spędzi w szkole noc, jak co roku ktoś zostanie przyłapany na seksie w szkolnym kiblu. Zaśmiałam się cicho i skierowałam w kierunku gabinetu dyrektora. Dyrektor zawsze lubił młodzież, zawsze nam pomagał, nigdy nie miał problemów z naszymi imprezami. Delikatnie zapukałam w szklane drzwi. Wchodząc do środka ujrzałam dyrektora oraz jakiegoś chłopaka, stał tyłem. Był niesamowicie wysoki.
- Czego Ci trzeba?- Levis ściągną okulary i położył je na biurku uśmiechając się w moją stronę.
- Mogłybyśmy z Kath prosić o drabinę? Ta jest za mała.- Tu nigdy nie było tak zimno, czułam jak po karku przechodzą mi dreszcze. Poza tym... Co to za zapach? Imbir? Cytryna? Albo jedno i drugie. Niesamowity.
- Oczywiście, jest w kantorku w piwnicy. Wiesz gdzie to jest prawda?
- Jak najbardziej. - Sięgną do kieszeni i podał mi klucz od piwnicy.
- Korzystając z okazji poznaj proszę Nathana, jest tu nowy i został przydzielony do waszej klasy. - Chłopak na dźwięk swojego imienia odwrócił się w moją stronę. Oczy w kolorze nieba przeszyły mnie na wylot. Czarne włosy, idealnie przycięte, tatuaż na szyi, kolczyk w nosie i wardze i co najmniej metr dziewięćdziesiąt.
- Chloe.. - Niepewnie wyciągnęłam dłoń w stronę chłopaka, coś mi się w nim nie podobało. Nigdy nie oceniałam ludzi po wyglądzie. Zawsze po zachowaniu i stosunku do drugiego człowieka.
- Nathan..- Nie spuszczał ze mnie wzroku. Ja również miałam problem, żeby przestać podziwiać kolor jego tęczówek.